-
Płonące zegary
Znów zasiedliśmy do wielkiego stołu. Szczodrze rozstawiłeś półmiski wśród świec i starych zegarów. Wiesz, że uwielbiam ich ciche tik-tak i płomienie odbijające się od szklanych cyferblatów. Ten jeden największy z wahadłem i kukułką, stał w kącie salonu, obok okna, za którym srebrzyły się gwiazdy. Wskazówki zegara poruszały się zbyt szybko, więc świt nadchodził, zaraz dzień mijał i znów noc następowała. Wtedy czas zwalniał, a światło świec znów błyszczało w zegarach. Kukułka nie żyła, nie było bicia dzwonu, więc naszym słowom nic nie przeszkadzało.Na półmiskach nie było mięs, ryb, warzyw, owoców. Jedyne co miałeś mi do zaoferowania to namiętność, przyjaźń, zrozumienie i w nocy ramion twych otulenie. Puste kieliszki napełniłam do połowy gęstą jak krew prawdą. Resztę miejsca w szkle zajęły złudzenia i nadzieje. Wszystko co kruche i niepewne, a jednak przyjąłeś wtedy ten dar ode mnie.
Zegary płonęły, a my wciąż krążyliśmy wokół stołu. Wtem rozległ się kurant, kukułka ożyła i dźwięk dzwonu niósł się po domu. Czas ruszył z miejsca, świece dopaliły się do końca. W blasku dnia ujrzeliśmy się ze skazami i pięknem niewidocznym dla oka.