-
Pepiniera
Obiecałeś mi Domek Ogrodnika w Parku Bezgranicznego Szczęścia z jedną maleńką izbą i oknem na świat niemożliwy do ogarnięcia. Ruchoma podłoga miała prowadzić do króliczej nory, na wypadek gdyby ktoś sztyletem w serce mnie pchnął nieopatrznie. Z plam krwi pozostałych na drodze miały wyrosnąć oszronione mimozy. Zeskrobane ze ścian resztki przeszłości miały zostać zastąpione wspólnymi planami w kolorach błękitu i złota, jakby niebo ze słońcem zamieszkały w małym wnętrzu izby. Stukot wbijanych w podłogę gwoździ przywodził na myśl tysiące dzięciołów i las pełen tajemnic.Wilk wtargnął do parku nieproszony i otarł o moje kolana. Miękka sierść ciepłem ogarnęła zmarznięte stopy, a po chwili zniknęła między drzewami. I tylko błysk dzikich oczu rozdarł zadawnioną ranę w piersi, przebudzając stęsknioną pamięć.
Płynęły spokojnie ciepłe dni i chłodne noce. Wilki zaciekle kłóciły się z księżycem, ślepe krety niemrawo wygrażały słońcu, a cykady i żaby na pograniczu obu światów zapełniały wiersze muzyką traw i szuwarów. Domek Ogrodnika srebrzył się nocą w tafli stawu. Gdy przepływałam w łódce, wiosłami hacząc o mieliznę, płoszyłam żurawie rozmawiające z rybami.Usiedliśmy w korzeniach drzew zapatrzeni w ich korony, obserwując gwiazdy splecione nićmi przez odnóża pająków, by już nigdy nie opadały na ziemię.
Nasz koniec świata, eremitów początek.